sobota, 17 kwietnia 2010

Dziewięć

M.M. napisał w piątek: OSIEM i PÓŁ.

Czwartek, 16.45. Przed kurią paru znudzonych protestantów z dużym stażem. Nie mają widowni, transparenty z surrealistycznymi napisami oparli o mur. Przeklinają od niechcenia Żydów i może jeszcze kogoś. Przechodzę szybko, mijam wtopionych w grupkę dwóch 15-latków. Im się nie spieszy, zresztą do czego, jak 'są niezłe jaja' (pobłażliwe uśmiechy na twarzach), a do tego szansa na minute sławy.
TVN już tu był, satelita TVP jeszcze stoi naprzeciw.

Poza tym:

W. milczy.

Milczy też T., szkoda, bo obu posłuchałabym chętnie.

Dzisiaj o 8.40 jesteśmy z K. na Grodzkiej, stajemy w kolejce po bilety na pogrzeb. Okropnie to brzmi, bilety. Jak na widowisko. Może i tak.

Kolejka do Senackiej, a potem aż do Piotra i Pawła, i dalej. Tego końca już nie widzimy. Pierwsi są od piątku, od 22.00 - tak mówi kolejka. Zaprawieni w bojach po bilety, wzięli śpiwory i karimaty.

Stoimy w kolejce ekspertów.

Za nami para - chłopak tłumaczy swojej dziewczynie świat. W sposób nie znoszący sprzeciwu. Mówi, i mówi. Jej to najwyraźniej nie przeszkadza.

O 8.56 - dzwony, syreny.
- No, wtedy zginęli - mówi kolejka.

Bilety będą rozdawane od 10.00, ma być ich 10 tysięcy. Jeszcze na Jana rozdają. Ale tu, w pawilonie Wyspiańskiego, pewnie będzie połowa.
- Nie, dwa tysiące mają być - poprawia ktoś inny od razu.

Idę po gazety, wszystkie dzienniki, nawet "Fakt". W Krakowskiej - mapka z sektorami. Potem kolejkowi sąsiedzi będą pożyczać ode mnie tej gazety z mapką.

O 9.20 dociera do nas lista. Że idzie, wiadomo, od kiedy przyszliśmy. Idzie od czoła kolejki, idzie powoli, nikt nie wie, skąd się wzięła, ale każdy woli się wpisać, na wszelki wypadek. W końcu dochodzi na odległość wzroku. Facet stojący z sześć osób wcześniej położył listę na dachu parkującego samochodu i wpisuje, wpisuje, wpisuje. Zaczyna się niepokój: którzy będziemy na liście? Wejściówek jest dwa tysiące, każdy może wziąć podwójną, który będziemy mieć numer? Jeśli niższy niż tysiąc, dostaniemy. Kolejka stoi i się niepokoi.
Facet wpisuje.
Przychodzi właścicielka samochodu, czeka cierpliwie, aż facet się zorientuje, a on dalej wpisuje. W końcu ktoś go szturcha, wpisał wszystkich, lista idzie dalej. Pani wyjeżdża z Grodzkiej.
Mam numer 545.

Sąsiedzi uspokajają się.
- Do nas zejdzie z tysiąc biletów, czyli my wejdziemy. Gorzej z tymi na końcu - kiwa głową chłopak-wyjaśniający-świat.

Starsza pani za nim dzwoni.
- Wiesz, mam numer 459. Raczej nie braknie.

Lista powstaje na kserówkach rozdziału zatytułowanego "Wprowadzenie do teorii pamięci".
Lista po bilety na pogrzeb Prezydenta.
Ktoś mówił coś o znakach?

Kolejka odrobinkę się przesuwa, i jeszcze, i jeszcze. Stoimy teraz pod barem mlecznym na Grodzkiej. Zimno. Słońce jeszcze tu nie zagląda, ozłaca tylko szczyty kamienic. Coraz więcej ludzi idzie po gorącą herbatę z cytryną. W kolejce sporo par, średnia wieku - najwyżej trzydzieści. Sami młodzi, a mają odruchy kolejkowe, o których opowiadała mi mama.
Skąd?

Przed dziesiątą przez Grodzką od Wawelu jadą ciężarówki z płotkami. Potem policjanci przechodzą wzdłuż kolejki, wołając "Proszę ustawić się pod ścianą". Dobrze, że ta średnia wieku taka niska. Może nawet mniej niż trzydzieści.

O 10.00 kolejka zaczyna się niespokojnie poruszać. Na razie - na boki. Przecież powinni już rozdawać. Czemu się nie przesuwamy. Ktoś idzie na zwiady, i następny ktoś, i następny, i następny. Potem zwiadowcy meldują, co widzieli, swoim współstaczom. Po cichu.

O 10.20 jesteśmy przy Poselskiej.

Kolejka ma już dobry humor. Będą bilety. Teraz ci, którzy potrzebują więcej, próbują znaleźć tych, którzy potrzebują tylko jednego. Negocjacje, umowy ustne.

na początku Grodzkiej, przy placu Wszystkich Świętych, podnośnik. Robotnicy będą dekorować ulicę flagami, rozwieszą je, jak zawsze, pomiędzy kamienicami. Potem jakaś dziewczynka zapyta mamę: a te biało-niebieskie to jakie? Dwóch fotoreporterów ugadało operatora podnośnika i wjeżdża na górę, nad tłum, błyskają ich flesze, prawie słychać szybkostrzelne migawki.

Spekulujemy: PAP? Ktoś lokalny?

Harcerka idzie wzdłuż kolejki. Pyta, czy ktoś stoi po zielone bilety. A jakie to, zielone? Dla kogo? To jest zielona strefa? W telewizji nie mówili. Nikt się nie rusza z miejsca.

Policja ustawia metalowe płotki, płotki uderzają z brzękiem o chodniki. Kolejka między ścianą i płotkami. Nikt z zewnątrz nie może wejść. Próbuje jakiś starszy facet, wygląda nie bardzo, wymachuje dowodem. O, ja stałem za panią! Za tą panią! Pani jest starsza, może nie pamięta - ależ pamięta. Nie stał. Kolejka pomrukuje pod nosem, z pogardą. Nie stał. Nie stał.

O 10. 45 wychodzimy z kolejki, między paniami od biletów w okienku z lewej, a prasowym murem z prawej. Prasa nie pyta, kamery kręcą, fotoreporterzy pstrykają, ale już bez zapału, już wystarczy.

A potem:

"Sprzedam swój czas, który poświeciłem na stanie w kolejce po wejściówkę do szarej strefy na uroczystości pogrzebowe Pary Prezydenckiej gratis dodaje bilet na pogrzeb"

Albo o Katowicach:

"Katowice: Gigantyczne kolejki po bilety na pogrzeb Kaczyńskich. Ludzie stali nawet 2 godziny."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz