środa, 1 sierpnia 2012

Bunt

Zebrało mi się na bunt.
Taki zwykły, ludzki. Obywatelski.

Przeciwko homo-parom które chcą być uznane za małżeństwa, choć ekonomia radzi, by nigdy tego nie robić. O zdrowym rozsądku nie wspominając.

Przeciwko polityce polegającej na przedstawianiu siebie i swoich licznych porażek jako sukcesów, propagandzie dobrobytu, wydawaniu państwowych (również moich) pieniędzy na nie wiadomo co, a na pewno nie na to, na co nas stać.

Przeciwko antydemograficznej propagandzie tych, którzy na niej zarabiają.

Przeciwko ludziom, którzy - świadomie albo zmanipulowani - zakłamują historię.

Przeciwko wszystkim tym grupom interesu, w których interesie nie leży interes Polski.

Przeciwko chamskiemu antyklerykalizmowi, który musi posiłkować się kłamstwem, by zasiać zamęt.
Przeciwko całemu temu kłamstwu, w którym przyszło mi żyć.
A kto jest ojcem kłamstwa, wiadomo.

Mam dość demokracji, która jest kpiną z demokracji, kapitalizmu, który jest iluzją kapitalizmu. Skorumpowanej władzy i nieudolnej opozycji.

Mam dość krzywdzącej polityki wyciągania pieniędzy z najpłytszych kieszeni.

Mam dość ideologii pieniądza i władzy na najwyższych szczeblach, żałosnego przytakiwania na niższych i zidiocenia na najniższych, podłączonych do telewizora jak do życiodajnej kroplówki.

I co mam z tym buntem zrobić?

Zamarynować jak ogórki?