niedziela, 21 listopada 2010

Lasy

Nie wiem, dlaczego z licznych wiadomości o tym, że jest coraz gorzej, najbardziej poruszyła mnie akurat ta. Może dlatego, że drzewa zawsze były mi bliskie.

Jakiś czas temu, przy zupełnie innej okazji, przeglądałam informacje o polskich Lasach Państwowych. Byłam pozytywnie zaskoczona tym, że nasze lasy utrzymują się same, ba! rozwijają się, ich powierzchnia rośnie, mamy coraz więcej parków narodowych, krajobrazowych i rezerwatów, zwierzęta mają gdzie żyć. A my mamy czym oddychać. Lasy w dodatku przynoszą dochody. Jednym słowem - są mądrze zarządzane.

Wygląda na to, że już niedługo.

Ministerstwo Finansów chce przenieść Lasy Państwowe do sektora finansów publicznych. Może to być koniec mądrego gospodarowania lasami, którymi do tej pory zajmowali się ludzie kompetentni (czego skutki widać).

Wszyscy związani z lasami protestują przeciwko takiemu pomysłowi. I nic dziwnego.

Mnie dziwi inna rzecz.

Skoro lasy państwowe są własnością publiczną, dlaczego media o tym milczą? Skoro to sprawa wszystkich (my, naród grzybiarzy, wiemy o tym dobrze).

Że milczą, przekonałam się sama, sprawdzając, co o tym projekcie pojawiło się w internecie w ostatnim miesiącu.

Oto wyniki tego szybkiego riserczu:

- tekst "Podgrzybki od Bauera", który pojawił się wczoraj i ma, jak na razie, cztery i pół tysiąca wejść.

- tekst "Brońmy Polskich Lasów Państwowych" autorstwa Jana Szyszko na stronie Radia Maryja (zamieszczony 8 listopada)

- "Lasy państwowe protestują" wzmianka na stronie TVP Poznań z 25 października

- tekst "MF: W funkcjonowaniu Lasów Państwowych nic się nie zmieni" w Wyborczej.biz, (z 28 października)

- mała wzmianka z Dziennika Bałtyckiego z 13 listopada

- inny mały tekst w portalu nowiny24.pl z 15 listopada pt "PiS: prywatyzacja Lasów Państwowych to zbrodnia"

Poza tym o tym świetnym pomyśle piszą wyłącznie prawicowe portale. Kila wspisów na salonie24, na niepoprawnych.pl, u poszczególnych posłów PIS, na stronie PIS, które chce zorganizować ogólnopolskie referendum w sprawie lasów.

Znalazłam też dwa wyjaśniające nieco cytaty:

"Projekt nowelizacji ustawy o finansach publicznych, opublikowany we wrześniu przez resort finansów, przewiduje włączenie do sektora finansów publicznych Państwowego Gospodarstwa Leśnego "Lasy Państwowe". Będzie ono miało obowiązek przekazywać wolne środki na rachunek resortu finansów. Do tej pory Lasy zyski zatrzymywały u siebie."

"Zgodnie ze zmianą ustawy o środkach publicznych jednostki sektora finansów publicznych będą musiały lokować swoje pieniądze na kontach resortu finansów. Do tego sektora zostanie włączone Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe."

"- Lasy mają nie odczuć "ubudżetowienia" finansów, tak by nie popsuł się ich biznes. Jest to przedsiębiorstwo, którego wpływy pochodzą głównie ze sprzedaży drewna. Składa się ono z 430 nadleśnictw, z których każde prowadzi oddzielną gospodarkę finansową - ma konta bankowe, wydaje pieniądze, a także odprowadza środki na Fundusz Leśny - wyjaśnił minister środowiska Andrzej Kraszewski."

"Rostowski mnie zapewniał, że ani jedna złotówka zarobiona przez Lasy nie zostanie im zabrana, że taki mechanizm w budżecie nie istnieje" - powiedział Kraszewski. Dodał, że zarobione przez to przedsiębiorstwo środki będą przekazywane do budżetu, ale Lasy będą mogły nimi swobodnie dysponować. Jednakże, by otrzymać pieniądze, leśnicy będą musieli wcześniej wypisać zapotrzebowanie na środki."

Przy okazji - to ostatnie zdanie wydaje mi się kluczowe.

A milczenie - dziwne. Czyżby brało się stąd, że pomysłodawcą referendum jest PIS?
Nie chcę już wiedzieć.

niedziela, 7 listopada 2010

Łyk-end

Nie ma w języku polskim określenia, które oddawałoby trafnie słowo "weekend".

Dosłownie można przetłumaczyć "koniec tygodnia". Można też zrobić z weekendu sobotę i niedzielę.

Jakie masz plany na koniec tygodnia?
Gdzie jedziecie w sobotę i niedzielę?

Weekend jest o wiele praktyczniejszy. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Bo ta językowa praktyczność pozbawia nas czegoś ważnego.

Weekend - to jeden długi kawałek czasu. Najlepiej, jakby zaczynał się w piątek.
Ten czas się nam zlewa w całość; w czterdziestoośmiogodzinną dobę.

Najbardziej traci na tym niedziela. Przestaje być oddzielnym, świątecznym dniem, dniem bez pracy, który pozwala odetchnąć. Odpocząć. Pomyśleć o tym, na co zwykle - przez sześć dni - nie ma czasu.
Czas nieustannie przyspiesza, dni zlewają się jeden z drugim - a niedziela ma być odskocznią. Przerywnikiem. Nie przedłużeniem soboty. Nie dniem sprzątania po imprezie. Nie dniem wkuwania do egzaminu. Nie dniem robienia zakupów.

Niedziela nie ma też być dniem lenistwa. To dzień, który mamy dla siebie. I dla siebie nawzajem.

Im bardziej zapominamy o niedzieli, tym bardziej smutni, zmęczeni i znużeni jesteśmy.