Wieje porywisty wiatr. Ciepły i ożywczy.
Mężczyźni mają charakterystyczny błysk w oku i gremialnie wciągają brzuchy.
Wiosna.
Ludzie chodzą po ulicach wolniej i spokojniej, mniej ubrani, bardziej uśmiechnięci. Nie narzekają. Są mili.
Rudy kocur o błyszczącym futrze i grubym ogonie kroczył Floriańską, jakby wrócił po zimie na swoje włości.
Jechałam wczoraj po południu tramwajem-jedynką. Pod Halą Targową wysiadało, jak zwykle, mnóstwo ludzi. Na chodniku leżała cieniutka apaszka w brązową panterkę. Wszyscy ją mijali, przekraczali, obchodzili. Zastanawiałam się, kto ją zgubił, i czy ta kobieta siedzi teraz w drugim wagonie, może czyta książkę, a brak zauważy dopiero w domu. Na samym końcu z tramwaju wysiadł starszy, tęgawy pan o lasce. Zobaczył apaszkę. Najpierw próbował ją podnieść laską, ale gumowa końcówka była zbyt gruba. Schylił się z trudem, wziął apaszkę w ręce, rozejrzał się i powiesił ją na płocie oddzielającym przystanek od ulicy. Ale nie poprzestał na tym; przywiązał ją delikatnie - żeby nie porwał jej wiatr. Tramwaj ruszył, a ja zdążyłam zobaczyć jeszcze młodą kobietę za kierownicą swojego samochodu, stojącą na światłach, jak patrzyła na starszego pana z apaszką. Uśmiechała się.
K. napisał do mnie:
Wiosenne kwitnienie.
Studnie pragnień
zaczynają parować
Znowu robię zdjęcia i przestała mnie przerażać pobudka o 5.30.
Kupiłam kolejne czerwone buciki na obcasie. Nie mogę się obejść bez czerwonych butów.
Wczoraj wieczorem, kiedy tramwajem wracałyśmy z zajęć, przez pół drogi stałam w otwartym oknie. Wiatr nie wiał mi w twarz, bo zasłaniałam się aparatem. Rozostrzyłam tak bardzo, jak tylko się dało, i obserwowałam przesuwające się powoli, różnokolorowe świetliste kuleczki. Złote, białe, pomarańczowe, fioletowe, czerwonawe - zanurzone w atramentowym powietrzu.
To było piękne.
O czułości, czyli tekst na pożegnanie
4 lata temu