środa, 14 grudnia 2011

Paliziel

Przypuszczam, że mimo rozmaitych wysiłków zmierzających do usunięcia symboli religijnych z przestrzeni publicznej ta sztuka się nie uda.

Dlaczego?

Ponieważ - konsekwentnie - należałoby również zabronić reklamodawcom (i zwłaszcza reklamotwórcom) wykorzystywania symboli religijnych do sprzedaży produktów. A tego, rzecz jasna, zrobić nie można. Mamy wolność słowa, tego w reklamach też. W reklamach wolność słowa jest bardziej kasowa niż gdzie indziej. Stąd też protest byłby zapewne większy. I droższy. A mamy kryzys, więc nas nie stać.

I znowu mamy opiniotwórcze rozdwojenie jaźni: tak, jak w przypadku Kościoła - smutnego, zacofanego ciemnogrodu i Kościoła - groźnego, wpływowego przeciwnika.

Ukrzyżowany Chrystus w Sejmie - źle.

Ukrzyżowany Wojewódzki na okładce "Wprost" - dobrze.
Ukrzyżowany Palikot na okładce "Newsweeka" - jeszcze lepiej.

Bardzo interesujące jest, że osoby oraz ruchy, mówiące o swojej tolerancyjności bez granic, proponują usuwanie symboli religijnych z niektórych przestrzeni publicznych, a nie żądają równouprawnienia w tej materii. Na przykład w Sejmie można by zawiesić obok Krzyża gwiazdę Dawida (jeśli zechcą tego Żydzi) i półksiężyc (jeśli zechcą tego muzułmanie). Oraz pozostawić pusty gwoździk (jeśli zechcą tego ateiści), lub powiesić symbol dolara (jeśli chcą tego moneiści, skoro euro się dewaluuje na naszych oczach...)

Swoją drogą, bardzo chciałabym zobaczyć Janusza Palikota, który żąda ukarania na przykład serwisu dobrenarty.pl za epatowanie w przestrzeni publicznej symbolem religijnym. Ale na to pewnie szef RP nie ma czasu: stara się właśnie o legalizację świętego ziela rastafarian.

wtorek, 13 grudnia 2011

Prawda dobrze zapłacona

- Cóż to jest prawda? - pytał Piłat.

Towar. Nic innego.

Prawda jest też względna. Im względniejsza, tym bardziej kosztowna. I głosi się ją z ekranów.

Poza tym dzieli się na rodzaje. Już nie - jak chciał x. T. - na święta prowdę, tyż prowdę i gówno prowdę. Nawet nie na prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Teraz mamy całą prawdę, półprawdę, ćwierćprawdę i prawdę-nie.

Cała prawda występuje rzadko: w relacjach międzyludzkich pozbawionych pośredników- tych małych i wielkich. Oraz w stajence.

Półprawda występuje w grupowych relacjach międzyludzkich, niektórych mediach, sądach i umowach o dzieło.

Ćwierćprawda występuje zazwyczaj w programach partii politycznych.

Prawda-nie występuje tam, gdzie dobrze jej zapłacą. Najczęściej w programach publicystycznych. Od nieprawdy różni się tym, że nieprawda jest na pierwszy rzut oka oczywista. A prawda-nie stawia sobą wyzwanie: wydaje nam się, że widzimy prawdę, a potem jednak okazuje się, że nie.

Prawda-nie kosztuje sporo. Pieniędzy, wysiłku, pracy, pieniędzy, czasu, znajomości, pieniędzy, manipulacji, pieniędzy - i wstydu.

Prawda-nie kosztuje też sporo cierpliwości tych, którzy się z nią stykają i rozpoznają jej zamaskowane kształty.

Prawda-nie to nowy standard dziennikarski. Z dołączonym w pakiecie ziarenkiem prawdy - jak z mercedesami na Placu Zamkowym: kto chce, ten się dowie. Kto nie chce, nie ma czasu, siły, albo nie wpadł na to, by nie wierzyć, nie wyhoduje nic z ziarenka.

Wciąż nam się wydaje, że to media kontrolują rządzących. A skoro media rządzą, kto kontroluje media?

Ach, zapomniałam! Przecież to Rada Etyki Mediów!

Prakaczka

Po dwóch tygodniach wyjętych z życia zrobiłam sobie prasówkę.

Nowicka wciąż kłamie.
Olejnik została autorytetem młodych dziennikarzy (czyżby za rozmowę z Anną G.?)
Janina P. dostała nagrodę Kisiela.

Kotek z załącznika stał się przedmiotem poważnej debaty (swoją drogą, prawica zawsze wie, jak sobie samej podbić bębenek i zrobić z siebie głupka. I na kogo tu głosować? Dramat.)

Jaruzelski wydał książkę. Żeby powiedzieć prawdę o historii, rzecz jasna. Wszyscy (medialni) się podniecają, rzecz jasna, bo Jaruzelski oznacza newsa na każdą okazję.

Unia ma się świetnie, a jeśli się rozpadnie, to przez PiS i różne marsze.

I doszłam do wniosku, że to nie prasówka, tylko prakaczka. Dziennikarska.