środa, 30 grudnia 2009

Dukaj nie duka

Przeczytałam "Wrońca".

Przeczytałam go jednym tchem, w bożonarodzeniowy poranek.

Dukaj, jak to Dukaj, napisał fantastyczną baśń. Język tej baśni to jakby połączenie tego, co zrobił Lem w "Bajkach robotów" i Leśmian w "Klechdach sezamowych".

Ale to nie jest taka zwykła baśń.

To baśń o nas. O Polakach podczas stanu wojennego. Najwyższego lotu alegoria. Szczyt kunsztu. Wszystko tu jest. Wszystko odpowiada rzeczywistości, przywołuje ją, nawiązuje, pokazuje w literackim lustrze. Im więcej zna się prawdy, tym więcej książka mówi poza słowami.

To baśń słowiańska. Mroczna. Bolesna. Z goryczą i podejrzeniami, które teraz dopiero mogą podnieść głowę. Z kpiną z tego, co było. Ale bez szyderstwa: nie szydzi się z niezabliźnionych ran. Kiedy ją czytałam,
w moim umyśle działa się dziwna rzecz: narracja literacka wywoływała narrację historyczną. Perfekcyjnie zbudowana sieć skojarzeń sprawia, że autor prowadzi czytelnika za rękę do końca, i nie jest to ani trochę happy end z bajek Disney'a rodem.

Dla zachęty dwa dukajowe wynalazki słowotwórcze:

1. Miłypan. W liczbie mnogiej: Milipanci. Z Pałami.

2. Złomot, któremu z hełmu starła się druga i szósta litera.

"Wrońca" nie ma w naszym księgarniano-sieciowym TOP 20. Z tych dwudziestu książek cztery to Kalicińska, dwie - Larsson, czyli skandynawski kryminał, kolejne dwie - wampirza literaturka.

Kasia mówi, że TOP 20 to nie książki, które najlepiej się sprzedają, ale te, których sieć kupiła najwięcej i teraz chce wypchnąć, bo leżą.

Przypuszczam, że ma rację.

Dodatkiem do "Wrońca" jest płyta. Kazik śpiewa na niej dwie piosenki, ułożone przez Dukaja. Oprócz płyty - naklejki w formie w(v)lepek. Wszystko opatrzone hasłem: "Pamiętaj o 13. grudnia".

Patriotyzm?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz