wtorek, 26 stycznia 2010

Klinika słuchania. Monolog Anety.

Siedzi przy kawiarnianym stoliku, palce wybijają na ciemnym drewnie niespokojny rytm.

- Widzę, jak moje życie przemija, i nie mogę nic zrobić. Starzeję się. Wczoraj odkryłam, że mam zmarszczki. Miałam je już wcześniej, ale odkryłam je wczoraj, i wczoraj poczułam się, jakbym umierała, rozumiesz? - nachyla się do mnie, patrzy mi prosto w oczy.

Przez chwilę patrzy na swoje dłonie, jasno odcinające się od stolika.

- Nienawidzę cudzych pomysłów na moje życie. Jak ktoś mi mówi, co mam robić. Chcę robić w życiu to, co ja uznam za dobry pomysł, godny uwagi, wiesz? Chcę robić to, co sama wymyślę. Ale nie wiem jeszcze, co to będzie. Nie mam pomysłu na własne życie.

Poprawia się na krześle. Kelnerka przynosi kawę; bierze z jej rąk niebieską filiżankę i upija łyk.

- Taka niebieska nie pasuje do kawy, nie sądzisz? Ty wiesz w ogóle, że ja nie mam normalnych znajomych? Nie mam, no nie mam, wszyscy moi znajomi to świry. Pojechani. Piją, a jak nie piją - palą, a jak nie palą - mają sto tysięcy teorii spiskowych, odkrywają, że są pedałami - a może ja nie powinnam tak mówić, tylko gejami, co? No, nieważne. Nie biorą życia poważnie, tak mówi moja babcia. Nie biorą życia poważnie. Bo się nie da, nie sądzisz? I normalnych to ja nie mam. Takich, co to dom, praca, obiad ciepły w normalnej porze, telewizja, spacer z psem czy tam coś. Oni wszyscy jacyś tacy są, nieszablonowi. Nieprzystający do rzeczywistości.

Słodzi resztkę kawy, miesza, dzwoniąc łyżeczką o brzegi filiżanki.

- Szukałam pracy. Ale nic mi się nie podoba, wiesz, jak to jest - boisz się zaryzykować. Jak ja chcę tańczyć, to nie mogę robić nic innego. Tylko tańczyć. Jak nie tańczysz, nie ćwiczysz - wypadasz z obiegu. Mogłabym gotować. Mogłabym się dziećmi zajmować, mam wprawę. Mogłabym angielskiego uczyć, czeskiego. Ale co z tego, jak ja chcę tańczyć? Pracuję teraz chwilowo jako niańka, bo tak się trafiło. Ale kasa z tego jest. Rzuciłabym to w cholerę, ale nie wiem, czy będę miała za co żyć, więc się trzymam tej pracy, i nie mam czasu tańczyć. I idzie mi coraz gorzej. Boję się postawić wszystko na jedną, jak to się mówi, kartę. Bo co, jak nie wyjdzie? Co ja wtedy zrobię?

Zaczyna dzwonić telefon, schowany w jej małej, czerwonej torebce. Schyla się, wyjmuje go i wyłącza.

- Niech dzwoni. I tak nie odbiorę. I nie oddzwonię, bo nie mam za co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz