niedziela, 17 stycznia 2010

Foto-gafia ślubna.

Wybraliśmy się na Centralną. Targi ślubne, imprezę miał prowadzić Ibisz, sto pięćdziesiąt stoisk, konkursy, degustacje, pokazy mody.
Ach.

Te sto pięćdziesiąt stoisk można podzielić tak:

- cukiernie
- salony sukienek ślubnych
- fotografowie
- zespoły muzyczne
- samochody
- inne takie.

Sukienek było niewiele, przypominały wyprzedaż ubranek dla lalek Barbie.
Nic dziwnego: jeśli jedyną ozdobą panny (panny!) młodej jest sukienka, to musi być naprawdę ekstra.
Mody dla panów nie było. Hm.

Wśród samochodów furorę robiła biała limuzyna - Hammer.

Torty były dziełami sztuki kulinarnej, wyglądały jak z książek dla dzieci, kiedy jeszcze byli ilustratorzy potrafiący rysować, a nie chałtura w Paincie. Hitem sezonu jest marcepan, a z niego - jadalne kokardy, białe draperie, bordowe róże.

Najgorzej jest jednak z fotografią ślubną.
To raczej foto-gafia.

Oto uroki postępu technologicznego. Fotografia cyfrowa, hurra, dostaniecie Państwo na płytce tysiąc zdjęć w podstawowej wersji cenowej, a w wersji zaawansowanej - tysiąc pięćset plus rozbieraną sesję z nocy poślubnej.

Albo fotograficzne, przepraszam: foto-gaficzne pomysły rodem z gorszych komedii amerykańskich. Szukałam na zdjęciach pary młodej wyskakującej
z tortu, ale nie było.
Był za to pan młody rozbierający pannę młodą z a. bolerka b. rękawiczek c. podwiązki d. pończoch e. welonu i f. rozsznurowujący gorset. Oraz para młoda na traktorze.


Ślub jest pięknym wydarzeniem. Ale nie można go pięknie pokazać, bo
pięknu wystarczy najprostsza oprawa. A na niej nie można zarobić.
W przepychu fryzur, sukni, bukietów, samochodów, spinek, tortów,
w reflektorach lamp błyskowych, w morzu wódki, w tysiącach drobnych rzeczy, które przykuwają uwagę, odciągając ją od tego, co najważniejsze - piękno ginie.

Istotą ślubnego piękna nie jest to wszystko, co można kupić za pieniądze, nakręcając spiralę biznesu, którego nigdy chyba nie dosięgnie kryzys.

Istotą jest to, że dwoje ludzi spotyka się, by ślubować sobie miłość. Wierność. To, że będą ze sobą całe życie.

Ale czego się spodziewać, kiedy trendy wyznaczają ci z kolorowych magazynów. Z talk-showów. Z tańców tu i ówdzie.

Już niedługo startuje nowy: "Mój ślub". To format kupiony od Amerykanów, bo sami jesteśmy zbyt banalni, żeby coś takiego wymyślić.
Do konkursu zostanie wybranych dwudziestu nie znających się wcześniej uczestników, w drodze losowania połączonych w pary w pierwszym odcinku. Par homoseksualnych w polskiej edycji nie będzie, ze względu na specyficzną wrażliwość naszej publiczności. Celem jest wyłonienie jednej pary, która w ostatnim odcinku weźmie ślub. Kościelny, rzecz jasna, jesteśmy narodem tradycyjnym.

Nagroda główna: pokrycie kosztów wesela oraz do wyboru: samochodu lub rozwodu. U najlepszych prawników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz