piątek, 19 października 2012

Drogi N.


dziękuję za komentarz do poprzedniego tekstu. (Swoją drogą szkoda, że nie wiem, z kim rozmawiam).
Niestety mój własny blog zwrócił się przeciwko mnie i nie mogę komentarzem odpowiedzieć na komentarz. Nie wiadomo, dlaczego, co jest dość irytujące.

Postaram się po kolei:
co do pseudoobiektywności mojego tekstu - ależ on ani trochę nie próbuje być obiektywny! Wręcz przeciwnie, przestawiam tu bardzo subiektywną wizję świata.

Myśl o "czystym sumieniu", z którym idzie się do SPOWIEDZI, dla każdego katolika jest bzdurna, gdyż do spowiedzi idzie się, gdy ma się sumienie nieczyste. Przypuszczam, że chodziło o "z czystym sumieniem pójdzie w niedzielę do komunii" - ta niedziela jest taka sugerująca. Uważam, że ktoś, kto bierze się za pisanie komentarza do rzeczywistości, która jest mu aż tak obca, że myli sprawy podstawowe, powinien porzucić swój zamiar już na samym początku.

Rozumiem, że warto zmieniać świat od siebie. I tak, staram się na miarę swoich bardzo teraz ograniczonych możliwości wspierać.

Co do drugiej sprawy - matek, dla których rzeczywistość nie okazała się tak "życzliwa" - proszę porozmawiać szczerze z kilkoma matkami dzieci np. z zespołem Downa. Albo Turnera. Bo to dwie choroby, z którymi dzieci się rodzą i żyją długo, brane pod uwagę przy ustawie, która przepadła. Owszem, zazdroszczą, bo mniej problemów. Ale kochają. I nie zamieniłyby swojego innego dziecka na moje. Nigdy. Zwłaszcza tych dzieci po studiach.
Chyba, że, drogi N. - jesteś rodzicem niepełnosprawnego dziecka. Wtedy nie ma co strzępić języka. Wszystko jasne. A tak się składa, że akurat WIEM, ile to trudu, bólu, poświęcenia, złości na wszystkich i wszystko, rezygnacji, chodzenia od drzwi do drzwi. W związku z tym uważam, że mam prawo się wypowiadać. I dlatego tym bardziej mnie zdenerwował argument pani ES - że prawo jest złe, a opieka niewystarczająca, więc trzeba dzieci pozbawiać życia, żeby nie utrudniać życia ich rodzicom. Trzeba zmienić prawo - i to jest dla mnie - subiektywnie - prawidłowe podejście do sprawy.

Mój ton zapewne pozostawia wiele do życzenia, bo im dłużej jestem matką, tym bardziej denerwuje mnie brak szacunku do życia najmniejszych dzieci, które są jeszcze w brzuchu. Tak zwyczajnie: doświadczyłam, co to znaczy nosić dziecko w swoim łonie, i nie godzę się na szafowanie życiem nienarodzonych dzieci, tak samo jak nie godzę się na karę śmierci dla dorosłych. A obraźliwy i kpiący ton pani dziennikarki GW zwyczajnie mnie sprowokował, do czego przyznaję się bez bicia.

Jak bardzo noc odległa jest od dnia - w sensie odczuwania - doświadczył każdy, kto spędził noc w górach. Albo na pustyni (nie, nie byłam). Blisko dnia jest brzask i świt, ale nie spierajmy się tu o rzeczy błahe, gdy mowa o istotniejszych. Więc do rzeczy: pani redaktor jest daleka. Ot, co.

"I nie mogę znieść kłamstwa w służbie pieniądza, robiącego ludziom wodę z mózgu."

Zdanie to, jak widać, jest zdaniem ogólnym. A przyglądając się faktom, do których trzeba docierać, bo nie są podane na tacy przez media, oraz przyglądając się upadkowi dziennikarstwa w Polsce, uważam, że miałam wystarczające przesłanki, by je sformułować. Owszem, stylistycznie źle to zrobiłam, bo nie wynika z niego wprost, że to pieniądz robi ludziom wodę z mózgu (przykład - ostatnia złota afera).

Nie szkaluję zatem imienia pani redaktor - bo chyba o to, drogi N.,  chodziło, ale wysnuwam na jej i mnóstwie innych przykładów mój prywatny, subiektywny wniosek ogólny.


"Co do wody - ten kto wie i jest świadom, komu choć trochę zależy odpowiednie informacje znajdzie"

A z tym zdaniem zgadzam się w zupełności. Na przykład gdyby pani redaktor zadała sobie nieco trudu i znalazła choćby w Wikipedii hasło "spowiedź", a także zainteresowała się nauczaniem Kościoła w kwestii miłosierdzia, nie pisałaby bzdur, na które sobie pozwoliła.
Inaczej trudno mówić o rzetelności, prawda?

m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz