sobota, 15 maja 2010

Nad podziały wylatuj

Przy okazji śmierci papieża, a teraz znowu po katastrofie pod Smoleńskiem, o której nie trzeba mówić "katastrofa pod Smoleńskiem", tylko wystarczy pogrzebowym tonem powiedzieć "katastrofa" - zachłysnęliśmy się narodową jednością.

Że tak wszyscy razem idą i czują.

A potem nastrój żałoby po katastrofie uleciał, spotkał się wpół drogi z opadającymi podziałami i nastąpił okres żałoby po jedności narodowej.

Media, które tak akcentowały jedność, teraz piętnują podziały społeczeństwa, które dokonują się w czasie "wyborów sprintem". Że nad świeżo usypanymi grobami szarpiemy się o niewielki i pocerowany, ale nasz postaw sukna.

A nie, przepraszam. To nie my się szarpiemy. To politycy się szarpią. Politycy, ci tam na górze, co ich w telewizji pokazują, co sobie patrzą na ręce i rozpoczęli już wyścig do prezydenckiego stołka.

Bijcie na trwogę! PiS i PO dzieli między siebie Polskę!

Tak jakby celem społeczeństwa było posiadanie jednej opinii na każdy temat. Jednej, jedynej, słusznej opinii. Owszem, były takie systemy, i na razie z ulgą się z nimi pożegnaliśmy, choć nigdy nic nie wiadomo, bo wciąż mamy ekspertów od zamawiania pięciu piw.

Jeśli w pięcioosobowej rodzinie istnieją znaczące różnice poglądów, to czemu nie miałoby ich być w pięćdziesięciomilionowej? Zadaniem polityków jest wtedy rozsądnie pogodzić sprzeczne opinie tak, by wynikło z tego dobro dla Polski.

I to jest ta osławiona jedność: zwyczajna dbałość o wspólne dobro. Połączona z umiejętnością znajdowania kompromisów.

Więc nie należy przejmować się tymi, którzy krzyczą: "Była jedność, ale teraz wy nie chcecie głosować na Komorowskiego i wszystko zepsuliście!".

A teraz rzucam dziennikarstwo i oddalam się, by założyć własną partię.
Chociaż - sądząc z przykładu niektórych - wcale nie muszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz