sobota, 9 października 2010

Źle kończąca się historia

Od ładnych paru miesięcy zawodowo czytam kryminały.

Wcześniej kryminalno-sensacyjna literatura była dla mnie li i jedynie rozrywką. Do tego byłam dość wybredna i ograniczałam się do kilku nazwisk. Tak się jakoś składało, że raczej tych dużych: czytałam Forsytha, Ludluma - i przede wszystkim Agatkę Christie. Oraz Arthura Conan-Doyle'a.

Innych próbowałam co jakiś czas - i wracałam do starych, dobrych przyjaciół.

Teraz czytam wszystko.
Muszę.

Na początku dopadła mnie bijąca ostatnimi czasy rekordy popularności kryminalna literatura skandynawska. Mroczna, pełna seryjnych morderców lub patologii społecznych, które są poruszane przy okazji kryminalnej intrygi - a czasami odwrotnie. Zdecydowanie nie są to książki, które człowiek czyta dla rozrywki w miłe, niedzielne, słoneczne popołudnie. Bardziej odpowiednim miejscem do czytania ogólnie pojętych Skandynawów jest ciemna, wilgotna piwnica.

Później musiałam się zmierzyć z polską powieścią sensacyjną. Co gorsza, z debiutantami, którzy nie trafili na dobrych redaktorów w małych wydawnictwach zajmujących się zazwyczaj czymś zupełnie innym (podręcznikami, poradnikami, historią...).
Ech.

Wiecie, po czym można poznać polską powieść sensacyjną?

Po pierwsze - ma przynajmniej sześćset stron. Można by spokojnie wykreślić połowę (na co mam czasami wielką ochotę) - i mielibyśmy zwartą i dynamiczną, trzymającą w napięciu opowieść.
Po drugie - jeśli autorem jest facet - na pewno będą tragicznie skonstruowane postaci kobiece. A o scenach erotycznych w ogóle szkoda wspominać.

Lista błędów, popełnianych przez polskich autorów, rosła wraz z listą przeczytanych (uważnie, bo recenzencko) książek. Po pół roku nabrałam dzikiej ochoty, by napisać własny kryminał. Zdążyłam go nawet zacząć.

A jeszcze później przeżyłam coś, co można nazwać "kryzysem happy-endu".
Otóż zapragnęłam przeczytać kryminał, sensację, thriller - wszystko jedno - który kończyłby się ŹLE.
W którym bohater nie zwycięża.
W którym detektyw nie triumfuje.
W którym morderca umyka pościgowi i szkodzi nadal.
W którym agent wywiadu, który podczas narracji przestał nim być, nie odpływa łódką na małą wyspę na końcu świata z ukochaną kobietą u boku.
W którym główna postać ginie.
W którym ład, naruszony na początku przez zbrodnię, nie zostaje przywrócony, do cholery!

Wczoraj, dla odtrutki po zupełnie nieudanej biografii Larssona, przeczytałam sobie "Tajemnicę Siedmiu Zegarów" Agatki.


Przeczytajcie.
Zrozumiecie, co znaczy "królowa kryminału".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz