Od czterech lat mieszkam na siódmym piętrze ośmiopiętrowego bloku.
Na każdym piętrze jest dziewięć mieszkań, co daje siedemdziesiąt dwa mieszkania. W każdym średnio trzy osoby.
Ponad dwieście osób.
Kojarzę tych charakterystycznych, jak Sąsiad W Kapeluszu, Sąsiadka Z Dołu, Mąż Sąsiadki z Dołu, Ta Z Parteru i jej syn, którego wyjątkowo znam po imieniu.
Poznaję tych z mojego korytarza przechodniego: panią Kazię, emerytowaną nauczycielkę - starą pannę, którą zna cały blok, sąsiadkę z naprzeciwka i jej córkę oraz sąsiada przez ścianę, który zapisał mi się w pamięci chodzeniem po korytarzu w samych gaciach (na szczęście jest młody i całkiem do rzeczy zbudowany).
A resztę mieszkańców bloku rozpoznaję po psach.
Rodzina z drugiej strony ma srebrnego amstaffa. Facet niżej - dwa boksery, które bawią się zawsze gumowym ringo. Jest nieduża biała psica husky z brązowym nosem, czarna mała suczka, wulkan energii, przygarnięta ze schroniska przez starszych państwa z drugiego piętra. Chłopak z pierwszego ma ostatnio małego yorka, a ktoś z czwartego - starego, brązowego kundelka o sympatycznym pysku.
Spotykamy się w windzie.
Rozmawiamy o psach i pogodzie.
I nie wiemy o sobie nic, z wyjątkiem numeru piętra, na które jedziemy.
I psa.
Kiedy poza windą próbuję sobie przypomnieć twarz któregoś z sąsiadów, nie potrafię. Pamiętam psy.
Nic dziwnego, że w windzie wciąż spotykam nowe twarze.
O czułości, czyli tekst na pożegnanie
4 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz