wtorek, 15 czerwca 2010

Kosmetyczna nowomowa

Przejęta własnym zamążpójściem, nabyłam ostatnio liczne kosmetyczne upiększacze. Znalazł się w tym nawet samoopalacz, który przez całe życie miałam we wzgardzie, ukryty pod ładną nazwą balsamu brązującego.

Długa i wnikliwa lektura etykiet na opakowaniach kremów, balsamów, odżywek, toników i szamponów zmusiła mnie w końcu do refleksji. O którą nie jest łatwo, kiedy stoi się w kolejnej drogerii, pod bacznym spojrzeniem ochroniarza, który nie może pewnie zrozumieć, jak można stać przed półką z odżywkami do włosów dwadzieścia minut.

Kupiłam na przykład krem na cellulitis, którego nie mam, oraz na rozstępy, które mam. Ale nie nazywają się one po prostu "kremem na cellulitis" oraz "kremem na rozstępy". Ten pierwszy to "Intensywne serum drenujące uda i pośladki". Świetnie brzmi, prawda? Na opakowaniu - rysunek drenowania, żeby pozbawione kosmetycznej wyobraźni klientki mogły się dowiedzieć co właściwie stanie się z ich skórą po użyciu specyfiku.

Słowa-klucze: wygładzanie, napinanie, wyraźne poprawianie wyglądu. Ujędrnianie.

Balsamy do ciała natomiast mają nawilżać i rozświetlać.
Balsam brązujący - zawierający "substancję delikatnie opalającą (nie czekaj na słońce! - reklamowała kiedyś samoopalacz jedna ze znanych firm kosmetyczno-akwizytorskich), nawilża i sprawia, że nogi stają się jedwabiście gładkie.

Szampon do włosów blond "podkreśla i przedłuża bogactwo refleksów włosów blond". Oczywiście, zmiękcza i wygładza. Gdyby tego nie wystarczyło, odżywka, opracowana przez doświadczonych stylistów, naprawia włosy, tak, że może przez nie przenikać światło. Włosy "natychmiast stają się jaśniejsze, jedwabiste i lśnią połyskliwym blaskiem".

Do tego jeszcze krem do twarzy "Bioaktywny krem: rewitalizacja, rozświetlanie", który "delikatnie koryguje, wygładza i modeluje owal twarzy".

Z trudem oparłam się zakupowi serum powiększającego biust (o rozmiar!), wygładzającego, ujędrniającego i rozświetlającego peelingu do ciała oraz kremu z bioaktywnym kompleksem. Ten kompleks zwłaszcza mnie przystopował. Co by było, gdyby tuż przed ślubem zaczął we mnie działać jakiś kosmetyczny kompleks? Na który nic by nie pomogły wydrenowane pośladki i uda, ujędrnione i rozświetlone ciało, wymodelowana twarz, delikatnie samoopalone nogi, a zwłaszcza przedłużone bogactwo refleksów we włosach lśniących połyskliwym blaskiem?

Przecież chcę być olśniewająco piękna, bo tak napisała jakaś praktykantka odrabiająca przymusowe praktyki studenckie w magazynie "Twoje wielkie polskie wesele", w dziale "jak musi wyglądać panna młoda, żeby nie narobić sobie wstydu".

Troszeczkę mnie tylko niepokoi fakt, że w dziale korespondencji od czytelniczek znalazłam taki list:

"Droga Redakcjo!

Jestem Waszą wierną czytelniczką i od roku, czyli od kiedy zaczęłam się przygotowywać do ślubu, stosuję Wasze porady. Schudłam 15 kilo. Wydłużyłam, rozświetliłam i zagęściłam włosy. Pozbyłam się cellulitu, rozstępów oraz włosów na całym ciele. Regularnie chodzę do kosmetyczki i moja cera jest teraz jak u niemowlęcia. Jestem pięknie opalona, bo właśnie niedawno koło mnie otworzyli solarium. Mam gładkie dłonie, białe zęby, soczewki zamiast okularów i czuję się świetnie. Jest tylko mały problem. Mój narzeczony, który wyjechał na pół roku za granicę, po powrocie mnie nie poznał, a kiedy już uwierzył, że to ja, powiedział, że albo wrócę do wyglądu sprzed jego wyjazdu, albo zrywa zaręczyny. Co robić? Pomóżcie!

Zrozpaczona"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz