sobota, 6 marca 2010

Kapuściński fiction

W środę była premiera.
Premiera nowej książki Domosławskiego o Kapuścińskim, której świetną reklamę zrobiła żona pisarza (tego drugiego),żądając zakazu publikacji. Więc od stycznia temat krąży w branży, a od lutego jest medialnie podgrzewany. „Znak” z powodów uczuciowych, o których i tak wiadomo, że są finansowe, zrezygnował z publikacji, więc „Świat Książki”, który chce wydawać bestsellery, wydał. I wydaje się, że to bestseller.

Książka znikła z półek. Dzień po premierze wraz z E. zrobiłam rundę po księgarniach wokół krakowskiego Rynku.

Empik dostał pięć sztuk, więc już dawno jej nie było.

W firmowej księgarni „Świata Książki” na Floriańskiej został tylko audiobook. Książki przyszły już kilka razy – i znikły. Ale będą we wtorek. Będzie nawet miękka okładka, co sugeruje, że wydanie 45 tysięcy
w twardej było, oczywiście, marketingowym chwytem.

We wtorek będą też książki w Matrasie – w którym rozeszły się już ze trzy dostawy. I w dwóch innych księgarniach. Za to kilka egzemplarzy, przecenionych z 54,90 do okrągłej pięćdziesiątki, zostało
w taniej książce na Brackiej.

No i wszyscy kupują samego Kapuścińskiego, bo trzeba zobaczyć na własne oczy, co to on w tych swoich książkach, gdzie i jak.

I co teraz?

Kiedy wszyscy dowiemy się, co też to wyprawiał Kapuściński,kiedy spadnie nam do stóp z piedestału, na który go wywindowaliśmy, głowa pisarza? Kiedy zaliczymy go do kategorii ludzi gorszych, bo umoczonych w TW-bagnie
i PRL-owskich układach?

I nie mówcie mi, że tak nie będzie.

A przecież o tym, że coś nie do końca w porządku z jego reportażami, przebąkiwali od dawna różni inni. Na przykład Rafał Trzciński.

I. mówi, że teraz po prostu musimy zacząć czytać Kapuścińskiego inaczej. Czyli jego książki z półki „Klasyka reportażu” przesuną się na regał „Klasyka literatury”.

W. triumfuje. „A nie mówiłem?”

A co mają powiedzieć wszyscy studenci dziennikarstwa, dla których Kapuściński był w kanonie lektur na pierwszym miejscu? A co mają powiedzieć ci, dla których Mistrz Kapuściński był drogowskazem na drodze do dziennikarstwa? A co mają…

No właśnie.

A coś muszą powiedzieć. Ostatnia salwa ze straconych pozycji.
Ks. Boniecki napisał we wstępniaku [TP, 10/2010] tak: „Z przekonaniem będę bronił tezy, że w książce Domosławskiego wielkość jej bohatera zostaje potwierdzona,choć w zaskakujący sposób”. Szykuje się wielka medialna debata o obalaniu pomników, która sięga naszych niezagojonych ran, bez opatrunku chowanych przed własnymi oczami, spychanych do podświadomości. Teraz je odkrywamy – i ze zdumieniem patrzymy, jak ropieją i nie chcą się zabliźniać.

Czy ktoś już zapytał, jak bardzo rozczarował się Domosławski, pisząc swoją książkę?
Nie wiem.

3 komentarze:

  1. No jak to co mają zrobić studenci dziennikarze? Oczywiście, że po prostu mają nadal to czytać i pozostanie to w kanonie lektur, bo tak to jest w tym naszym RELATYWISTYCZNYM świecie, że jedno nie łączy się kompletnie z drugim i mamy tylko takie malutkie skraweczki, maleńkie światy- półświaty, których i tak nie wypada oceniać bo można je skrzywdzić - rozciąganiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, Mateuszu, ale pokazał się dwa razy:)

    OdpowiedzUsuń