niedziela, 18 września 2011

Nergal w "M jak miłość"

W ramach starej medialnej gry "Zdenerwuj katolika" (nowa część z sumeryjskim bóstwem zarazy) pooglądałam sobie wywiady z Adamem Darskim, poczytałam cennik reklamowy TVP i awansem posłuchałam Dody. Nie zdenerwowałam się. To była bardzo pouczająca lekcja.

Wychodzi mi z niej, że Nergal jest specjalistą od taniej reklamy. Najpierw Holokausto. Potem darcie świętej księgi. Potem Doda. Na koniec - głos Polski, za który jeszcze mu zapłacą (co prawda równowartość jednej minuty reklam przed programem, ale zawsze to sto tysięcy do przodu).

Głos Polski, swoją drogą, odzywa się coraz donośniej w kontekście zatrudniania za pieniądze owego głosu człowieka o poglądach ustawowo zabronionych - bo TVP wciąż jest jednak telewizją publiczną. Publiczną, czyli utrzymywaną przez publiczność, złożoną w większości przez większość wyznaniową. Ciekawe, co by było, gdyby wszyscy chrześcijanie [oraz Żydzi] przestali od jutra płacić abonament - i, co ważniejsze, oglądać TVP.

Nic dziwnego, że katolicy na czele z biskupami protestują. Płacą abonament i wymagają dla siebie szacunku. Szacunek jest jednak reliktem poprzedniej epoki, a "pokolenie nic", którego przedstawicielem jest nasz sztandarowy satanista, należy do nowego społeczeństwa - społeczeństwa bezstresowego, charakteryzującego się wysokim poziomem egoizmu i niskim poziomem tolerancji dla religii.

Wracając jednak do Nergala i jego zdolności reklamowych: Voice of Poland to naprawdę świetny wybór. Po Biblii, Dodzie i chorobie trzeba podtrzymać oglądalność (ciekawe, czy przekłada się na słuchalność, hm). Lepszą reklamę Darski mógł zrobić sobie tylko występując w "Rodzince.pl", "Barwach szczęścia" albo "M jak miłość".

A jak go wezmą do "M jak miłość", to nawet ja obejrzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz