Podsłuchałam w środę w autobusie rozmowę dwóch starszych panów. Jeden stał, drugi siedział. Ten siedzący słuchał i przytakiwał. Ten stojący mówił.
Najpierw wspominali Piłsudskiego i budżet na rok 1928-29. Potem przeskoczyli do teraźniejszości.
- Wie pan, ostatnio nie dostałem ani "Dziennika Polskiego", ani "Krakowskiej", więc kupiłem "Fakty"...
- ... "i Mity" - uzupełnił drugi.
- I tam był wywiad z pilotem, który leciał do Smoleńska tym Jakiem i lądował przed samolotem prezydenckim. I wie pan, co mówił, jak zostało zadane pytanie o mgłę? Że rano tej mgły wcale nie było, i że o szóstej już wszyscy w samolocie prezydenckim siedzieli, gotowi do drogi. Ale para prezydencka zjawiła się dopiero za piętnaście ósma.
- Co pan powie...
- Dziennikarka zapytała go jeszcze, dlaczego tak się stało. A on mówi: "Pani redaktor, dzień wcześniej prezydent brał udział w sutej kolacji, pewnie był chory albo zmęczony, i dlatego wszyscy musieli na niego tak długo czekać. A rano nie było żadnej mgły."
Pokiwali głowami, usłyszałam jeszcze "te kaczory..." i zaczęli wspominać którąś z wojen i strzelaninę na froncie.
A potem wysiedli.
A z nimi wysiadła mgła.
O czułości, czyli tekst na pożegnanie
4 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz