sobota, 12 marca 2011

Wspaniała polityka prorodzinna Donalda T.

"Czego dokonaliśmy, co nam się nie udało" - pod takim tytułem ukazało się w "Wyborczej" podsumowanie dokonane przez premiera.

Zrobiłam błąd i je przeczytałam. A trzeba było spokojnie zabrać się za pieczenie sernika.

"Marzyłem o tym, żeby doczekać czasów, w których największym narodowym wyzwaniem będzie podniesienie poziomu życia polskiej rodziny. Tylko tyle i aż tyle." - pisze premier na wstępie, i dodaje potem: "Myślę, że to się Polakom zwyczajnie należy, trochę europejskiej normalności."

Ta "europejska normalność" powinna nas zaniepokoić. Bo jeśli podnoszenie poziomu życia ma się odbywać kosztem ograniczenia rodziny do modelu 2+1 (w najlepszym przypadku) - chyba nie tędy droga.

A potem w podsumowaniu jest jeszcze lepiej.

"W exposé obiecałem, że mój rząd zajmie się problemem milionów polskich rodzin: brakiem miejsc w żłobkach i przedszkolach, trudnością z zapewnieniem wykwalifikowanej opieki nad dziećmi, ich bezpieczeństwem."

Ale nikt nie pomyślał o tym, żeby dziećmi mogły się po prostu zająć ich matki. Powód jest prosty. Ludzie kompetentni nie zostali zapytani o zdanie. Jacek Dziedzina pisał w "Gościu Niedzielnym" z początku lutego: "Polskie Towarzystwo Pediatryczne, Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, Polskie Towarzystwo Psychologiczne, krajowy konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, Fundacja „ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom” – te i inne instytucje protestują przeciwko tzw. ustawie żłobkowej. Wymienione środowiska zostały całkowicie pominięte w tworzeniu nowego prawa dotyczącego najmłodszych. Zamiast autorytetów z pediatrii i psychologii, autorzy ustawy zapytali o zdanie związki zawodowe, Business Centre Club i Konfederację Pracodawców Prywatnych Lewiatan."

Nic więc dziwnego, że z końcem lutego prezydent podpisał ustawę żłobkową. Jak podał PAP, "Ustawa przewiduje, że funkcjonować będą żłobki, kluby dziecięce oraz dzienni opiekunowie. Upraszcza zasady zakładania żłobków, które przestaną być zakładami opieki zdrowotnej, zachęci do tworzenia tego typu placówek przy zakładach pracy, a także do legalnego zatrudniania niań."

W niektórych placówkach dziecko można oddać do żłobka w wieku 4 miesięcy. Są też żłobki całodobowe. Dziedzina przywołuje w swoim tekście ich krytykę. "W niektórych z nich, za dodatkową opłatą, niemowlęta są dotykane, żeby nie straciły tzw. funkcji przywierania, skupiania wzroku na ludzkiej twarzy i innych zdrowych odruchów."

Bez komentarza.

Co jeszcze z sukcesów rządu?

"Wydłużyliśmy urlopy macierzyńskie do co najmniej 20 tygodni i wprowadziliśmy, po raz pierwszy w Polsce, urlop tacierzyński, z którego skorzystało już ponad 17 tys. ojców." - pisze się premier.

Szkoda, że nie wspomina, że to wydłużenie (fakultatywne) w 2011 roku wyniesie 2 tygodnie, w latach 2012-2013 - 4 tygodnie, a w 2014 roku ma osiągnąć wymiar maksymalny - 6 tygodni.

Urlop "tacierzyński" (który można spokojnie nazywać "ojcowskim") to jeden tydzień.
Od 2012 roku wydłuży się do dwóch tygodni.

A potem - do żłobka. Jak nas stać, z dodatkową opłatą za dotykanie.

Kwestia zasiłku na bezpłatnym urlopie wychowawczym pozostała nietknięta - matkom jest wypłacany zasiłek w wysokości 400 zł, jeśli dochód na osobę w ostatnim roku nie przekroczył 504 zł. Ta kwota - 504 zł - nie zmieniła się od ośmiu lat.

Coraz bardziej paląca kwestia ograniczania ilości umów o pracę i świadczeń "prorodzinnych" dla kobiet, którym z tej racji nie przysługuje nic, oficjalnie nie istnieje. Nie prowadzi się przecież statystyk osób pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych.

Na koniec - gwóźdź do trumny, czyli ustawa zwana nie bez przyczyny "Ustawą o przemocy w rodzinie".

"Przeforsowaliśmy też ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wprowadziła ona bezwzględny zakaz kar cielesnych i umożliwia usunięcie sprawcy przemocy z domu dla bezpieczeństwa rodziny." - pisze premier.

Taaaak.

Jasne, że łatwo jest krytykować, nie mając rozległej wiedzy na krytykowany temat. Ale żeby porównać żałosną rzeczywistość z sukcesami rządu, wystarczy zdrowy rozsądek. A ogłaszanie w kategorii takiego sukcesu rzeczy, które z punktu widzenia rodziny są raczej pogorszeniem, niż polepszeniem sytuacji, jest po prostu żenujące.

Przy okazji: rodzina, czyli podstawowa komórka społeczna, która jest źródłem dzieci, czyli tych, którzy będą utrzymywać swoich rodziców, kiedy ostatecznie padnie system emerytalny.

Na stronie rządu można też znaleźć pełny bilans obietnic i ich realizacji.
Co się nie udało?

Na przykład: obniżenie bezrobocia do poziomu nie wyższego niż średnia europejska do 2012 roku, stworzenie sieci elektronicznego doradztwa i pośrednictwa pracy czy racjonalizacja wydatków na pomoc społeczną.

Za to najlepiej w Unii poradziliśmy sobie z kryzysem.
Gratulacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz