piątek, 6 lipca 2012

Dziennikarstwo, teza i irytacja

Uch, jak mnie denerwuje takie "dziennikarstwo"!

Rozumiem, że media w Polsce muszą polaryzować obywateli, żeby wyraźnie było widać, kto gdzie siedzi albo stoi, bo wyraźne kontrasty są niezastąpione w medialnej narracji, a rzeczowe historie - zwyczajnie nudne, nie to, co gra na emocjach. 
Rozumiem, że od mediów internetowych, wbrew ich pre-tendencjom, nie należy wymagać zbyt wiele, a już zwłaszcza od tzw. publicystyki, ale są pewne granice. Pisanie artykułów pod tezę uważam po prostu za koniec dziennikarstwa. I już. Pod tezę to sobie można pisać felietony, a i tak zaraz ktoś coś wypomni.

Tym razem ofiarą moich żądań padła ofiarą dziennikarka wp.pl. Żądań rzetelności, oczywiście.
Napisała ona, w ramach raportu specjalnego o in vitro, tekst. Temat nośny, chodliwy i emocjonalny. I bardzo denerwujący dla kogoś, kto o in vitro i okolicach wie nieco więcej, niż to, że chodzi o jakieś dziecko z probówki.

I cóż my mamy w tym tekściku?
Wszystko, ach, wszystko. I nic zarazem.
Tekst znalazł się w dziale wiadomości, bo nie ma niestety działu "quasi-reportaż zaangażowany z tezą".
Jak napisać ów nowy wybryk gatunkowy?

Po pierwsze: wybrać tezę. Najlepiej chodliwą. Taką, co budzi emocje.
Po drugie: dobrać do niej bohaterów. Najlepiej z parciem na media, żeby było łatwo. Albo takich, którzy akurat potrzebują promocji i nie odmówią.
Po trzecie: zadbać o to, żeby bohaterowie mówili językiem barwnym, soczystym, emocjonalnym. I krytycznym wobec przeciwników tezy. Niech obrażają, niech mówią nieprawdę - to ich nieprawda, każdy może mieć własną.
Po czwarte: dla zmylenia przeciwnika wstawić ze dwie wypowiedzi zwolenników anty-tezy. Krótkie, zwięzłe, bez emocji.
Po piąte: z dostępnych faktów wybrać te sprzyjające. O reszcie się nie nawet zająknąć, żeby nie zepsuć tezy.
Po piąte: mówić do emocji, nie do rozumu. Czytelnicy nie myślą przecież logicznie, tylko emocjonalnie, więc i dziennikarz powinien.
Po szóste: porównywać. Dużo porównywać. Zwolenników tezy do ludzi wcześniej obdarzonych społecznym szacunkiem (o ile da się takich znaleźć). Przeciwników tezy do ludzi ograniczonych. Problem do innych, poważnych problemów, które zostały już "oswojone" (na zasadzie: i proszę, tamto się dało, i to się uda".


Efekty przeczytajcie sobie sami tutaj.

Nie oczekujcie rzetelności, bezstronności, zbierania wszystkich opinii, próby przedstawienia rzeczywistości inaczej niż na czarno-biało. Nie oczekujcie, że się czegoś dowiecie. Nie oczekujcie w zasadzie niczego. No, może poza irytacją. Bo z tekstu wynika, że PiS to barbarzyńcy. Kościół chce niesuwerennej Polski. Demokracja nie polega na rządach większości. In vitro to sposób leczenia, dzieci "z próbówki" są przez społeczeństwo polskie dyskryminowane, a zamrożone zarodki nie mogą stanowić przeszkody na drodze do szczęścia bezpłodnym rodzicom. I tyle.

Nic nowego. Nawet irytacja jak zwykle.

A mnie się wciąż czasem marzy, że dziennikarstwo podnosi się z ruin.
Ech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz