środa, 23 maja 2012

Lata apostata

W niedzielę zakończył się Tydzień Apostazji.

To kolejna przefantastyczna inicjatywa grupy, która za nic ma intymność, której domagają się pewne przestrzenie ludzkiego życia. 

Logo - no właśnie, jak to nazwać? Wydarzenia? Inicjatywy? Imprezy? Próby szukania rozgłosu? Hm. W każdym razie logo tegoż przedstawia ludzika uciekającego przed krzyżem. (Nota bene, słyszy się ostatnio coraz więcej o potrzebie przeprowadzania egzorcyzmów).

Celem tejże "ogólnopolskiej inicjatywy" jest umożliwienie "zamiany swojego prywatnego gestu w ogólnopolski, masowy głos w debacie publicznej". Co prawda jest to raczej debata polityczna, ale cóż. Do tego dwóch patronów medialnych: "Fakty i Mity" (Obalamy fakty, ujawniamy mity) oraz racjonalista.pl.

Czemu tyle piszę o tej wspaniałej inicjatywie?

Ponieważ zachwyca mnie, jak bardzo nieudolnie nasi okołopalikotowi apostaci próbują znaleźć adekwatną symbolikę. Taką, która zainteresuje media. Która przyciągnie uwagę nowego elektoratu.

Na pierwszy ogień poszedł biedny Piłsudski (czyżby próba odwołania się do patriotyzmu? Hmm.), który apostatą nigdy nie był, tylko konwertytą - dla żony zmienił wyznanie, zresztą po kilkunastu latach wrócił do Kościoła katolickiego.

Na drugi ogień poszedł Luter, wzorem którego nasz najsłynniejszy magister filozofii przyklejał (sic!) swój akt wystąpienia z Kościoła do drzwi Bogu ducha winnych krakowskich franciszkanów. A tu psikus: nie dość, że Luter żadnych kartek do drzwi nie przybijał ( a tym bardziej nie przyklejał), to jeszcze listę tez sporządził w zupełnie innym celu: nie po to, by sobie odejść z Kościoła, lecz po to, by Kościół naprawiać.

A już najzabawniejsze jest, że owe "publiczne akty apostazji" nie mają żadnej mocy. Świeżo upieczeni apostaci dalej pozostają w Kościele. Twierdzą co prawda, że nie zamierzają stosować się do procedur instytucji, która "nagminnie utrudnia ludziom odejście". To coś, jakby pan Zbyszek z bloku obok postanowił się wymeldować ze swojego mieszkania i w tym celu stanął na środku blokowego ogródka, krzycząc: "Już tutaj nie mieszkam!" Mógłby też ewentualnie przykleić oświadczenie na drzwiach jakiegoś urzędu. Jakiego? Wszystko jedno. Urząd to urząd. Wiadomo, że to instytucja opresyjna i do cna zbiurokratyzowana, utrudniająca ludziom wszelkie możliwe procedury.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz