poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wakacje według Magdaleny Ś.

Przez sieć przetoczyła się mała burza. Piorunami rzucały, jak zwykle, tabloidy oraz blogerzy. Dlaczego? Otóż pani Magdalena Środa, teoretyk etyki, skomentowała dla GW problem pieniędzy podatników.

"Mamy pierwsze miejsce w Europie, jeśli chodzi o zwolnienia zdrowotne kobiet w czasie ciąży. Nie wierzę, że są to względy zdrowotne, raczej wakacje na koszt państwa, a właściwie na nasz wspólny" - miała powiedzieć.

Hm.

Po pierwsze - to nie sprawa wiary, tylko wiedzy. Czego komentować nie będę, bo wstyd. A jeśli się to połączy z informacją, że pani etyk teoretyk została uhonorowana nagrodą "Europejczyk Roku 2010", robi się wesoło.

Po drugie - za pierwsze trzydzieści trzy dni zwolnienia lekarskiego kobiecie w ciąży płaci pracodawca. Potem "przejmuje" ją ZUS. Jeśli były, oczywiście, odprowadzane składki. A składki są, zdaje się, odprowadzane z pieniędzy tejże kobiety w ciąży, i słusznie jej się należą.

Po trzecie, jak się okazało, najwięcej, czyli ok. 1,5 mln zwolnień jest wypisywanych najwyżej na miesiąc. Czyli - na koszt pracodawcy. Pozostałe to minimalny odsetek.

"Kobiety biorące takie zwolnienia robią zły PR kolejnym młodym kobietom szukającym pracy" - dodaje jeszcze pani Środa.

Oczywiście. O wiele lepiej będzie, kiedy kobieta na przykład w trzecim miesiącu ciąży będzie co chwilę biegać w wiadomym celu do toalety, nie zważając na przysługujące jej przerwy. Albo kobieta w ósmym miesiącu ciąży, z bolącym kręgosłupem, będzie podawać klientom towar z najniższej półki. A wydajność takich kobiet wpłynie szalenie pozytywnie na opinię pracodawców o kobietach w ogóle. Oraz na zdrowie dzieci matek pracujących bez zwolnienia aż do pierwszych skurczów.

"Efekt będzie taki, że pracodawca następnym razem zamiast zatrudnić kobietę, zatrudni mężczyznę" - kończy wypowiedź nasza działaczka feministyczna. A powinna dobrze wiedzieć, że nic podobnego kobietom nie grozi, bo pracodawcy bardziej się opłaca zatrudnić kobietę, której może zapłacić mniej. A do tego zatrudni ją na umowę o dzieło, więc o zwolnieniu, ZUSie i pieniądzach "nas wszystkich" mowy nie będzie.

Ale cała ta polemika jest tak naprawdę zupełnie zbędna. Wiadomo bowiem, że chodzi w tym wszystkim o co innego: o to, żeby kobiety NIE BYŁY w ciąży. Skoro ciąża to zły PR dla innych kobiet, nie można w ten sposób psuć rynku pracy. Bo po cóż nam, ach, po cóż, hodować nowe, potencjalne bezrobotne? Albo jeszcze gorzej - pracownice, które za lat dwadzieścia (lub trzydzieści) będą bez umiaru brać zwolnienia lekarskie "na nasz wspólny koszt"?

Jaki z tego wniosek?

Należy rodzić synów.

Rozwiąże to wiele problemów, w tym problem zniechęconych pracodawców oraz feministek. Nie będą się miały kim zajmować.

Nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie - zgodne z logiką naszej pani etyk. Z jakich pieniędzy otrzyma emeryturę? Czy nie przypadkiem "na nasz wspólny koszt"?

Czy nie należałoby zatem ograniczyć ilości kobiet przechodzących na emeryturę?
Niech nie robią sobie wakacji na koszt państwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz