Przez sieć przetoczyła się mała burza. Piorunami rzucały, jak zwykle, tabloidy oraz blogerzy. Dlaczego? Otóż pani Magdalena Środa, teoretyk etyki, skomentowała dla GW problem pieniędzy podatników.
"Mamy pierwsze miejsce w Europie, jeśli chodzi o zwolnienia zdrowotne kobiet w czasie ciąży. Nie wierzę, że są to względy zdrowotne, raczej wakacje na koszt państwa, a właściwie na nasz wspólny" - miała powiedzieć.
Hm.
Po pierwsze - to nie sprawa wiary, tylko wiedzy. Czego komentować nie będę, bo wstyd. A jeśli się to połączy z informacją, że pani etyk teoretyk została uhonorowana nagrodą "Europejczyk Roku 2010", robi się wesoło.
Po drugie - za pierwsze trzydzieści trzy dni zwolnienia lekarskiego kobiecie w ciąży płaci pracodawca. Potem "przejmuje" ją ZUS. Jeśli były, oczywiście, odprowadzane składki. A składki są, zdaje się, odprowadzane z pieniędzy tejże kobiety w ciąży, i słusznie jej się należą.
Po trzecie, jak się okazało, najwięcej, czyli ok. 1,5 mln zwolnień jest wypisywanych najwyżej na miesiąc. Czyli - na koszt pracodawcy. Pozostałe to minimalny odsetek.
"Kobiety biorące takie zwolnienia robią zły PR kolejnym młodym kobietom szukającym pracy" - dodaje jeszcze pani Środa.
Oczywiście. O wiele lepiej będzie, kiedy kobieta na przykład w trzecim miesiącu ciąży będzie co chwilę biegać w wiadomym celu do toalety, nie zważając na przysługujące jej przerwy. Albo kobieta w ósmym miesiącu ciąży, z bolącym kręgosłupem, będzie podawać klientom towar z najniższej półki. A wydajność takich kobiet wpłynie szalenie pozytywnie na opinię pracodawców o kobietach w ogóle. Oraz na zdrowie dzieci matek pracujących bez zwolnienia aż do pierwszych skurczów.
"Efekt będzie taki, że pracodawca następnym razem zamiast zatrudnić kobietę, zatrudni mężczyznę" - kończy wypowiedź nasza działaczka feministyczna. A powinna dobrze wiedzieć, że nic podobnego kobietom nie grozi, bo pracodawcy bardziej się opłaca zatrudnić kobietę, której może zapłacić mniej. A do tego zatrudni ją na umowę o dzieło, więc o zwolnieniu, ZUSie i pieniądzach "nas wszystkich" mowy nie będzie.
Ale cała ta polemika jest tak naprawdę zupełnie zbędna. Wiadomo bowiem, że chodzi w tym wszystkim o co innego: o to, żeby kobiety NIE BYŁY w ciąży. Skoro ciąża to zły PR dla innych kobiet, nie można w ten sposób psuć rynku pracy. Bo po cóż nam, ach, po cóż, hodować nowe, potencjalne bezrobotne? Albo jeszcze gorzej - pracownice, które za lat dwadzieścia (lub trzydzieści) będą bez umiaru brać zwolnienia lekarskie "na nasz wspólny koszt"?
Jaki z tego wniosek?
Należy rodzić synów.
Rozwiąże to wiele problemów, w tym problem zniechęconych pracodawców oraz feministek. Nie będą się miały kim zajmować.
Nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie - zgodne z logiką naszej pani etyk. Z jakich pieniędzy otrzyma emeryturę? Czy nie przypadkiem "na nasz wspólny koszt"?
Czy nie należałoby zatem ograniczyć ilości kobiet przechodzących na emeryturę?
Niech nie robią sobie wakacji na koszt państwa.
O czułości, czyli tekst na pożegnanie
4 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz