niedziela, 7 listopada 2010

Łyk-end

Nie ma w języku polskim określenia, które oddawałoby trafnie słowo "weekend".

Dosłownie można przetłumaczyć "koniec tygodnia". Można też zrobić z weekendu sobotę i niedzielę.

Jakie masz plany na koniec tygodnia?
Gdzie jedziecie w sobotę i niedzielę?

Weekend jest o wiele praktyczniejszy. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Bo ta językowa praktyczność pozbawia nas czegoś ważnego.

Weekend - to jeden długi kawałek czasu. Najlepiej, jakby zaczynał się w piątek.
Ten czas się nam zlewa w całość; w czterdziestoośmiogodzinną dobę.

Najbardziej traci na tym niedziela. Przestaje być oddzielnym, świątecznym dniem, dniem bez pracy, który pozwala odetchnąć. Odpocząć. Pomyśleć o tym, na co zwykle - przez sześć dni - nie ma czasu.
Czas nieustannie przyspiesza, dni zlewają się jeden z drugim - a niedziela ma być odskocznią. Przerywnikiem. Nie przedłużeniem soboty. Nie dniem sprzątania po imprezie. Nie dniem wkuwania do egzaminu. Nie dniem robienia zakupów.

Niedziela nie ma też być dniem lenistwa. To dzień, który mamy dla siebie. I dla siebie nawzajem.

Im bardziej zapominamy o niedzieli, tym bardziej smutni, zmęczeni i znużeni jesteśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz